Kasia Turajczyk Gallery and Profile on KiptonART.com: Kasia Turajczyk Gallery and Profile on KiptonART.com
↧
Kasia Turajczyk Gallery and Profile on KiptonART.com
↧
Łódź, marzec 2012
Znowu jestem w mieście Łódzi. Zima powoli odchodzi, robi się coraz cieplej. Niesamowita ilość śmieci szaleje po brudnych szaro-burych ulicach. Nie ma śniegu i nie ma zieleni. Jest za to brud. Nawet słońce nic nie pomoże, nie jest w stanie zakamuflować kurzu i śmieci. Może trochę oświetli i pobawi się nimi, zrobi parę chwytów a la pryzmat; barwę z burawej na srebrna zamieni. A jednak coś się zaczyna dziać i zmieniać w tej Lodzi. Tak myślę, czy mogłabym tu wrócić? Czy potrafiłabym tu żyć i mieszkać? Myślę, ze tak naprawdę, to w całym życiu chodzi o ludzi, ktorych się ma kolo siebie, z którymi się przebywa, a nie o miejsca, w których się jest. Paryz, Wiedeń, Barcelona, Wenecja, Londyn - piękne miasta. Ale kiedy mieszkałam w Wiedniu, dawno temu, początek mojej awantury emigracyjnej, to byłam bardzo nieszczęśliwa. Czułam sie parszywie, samotnie i biednie. Byłam odrzucona - biedny emigrant, uciekinier polityczny na marginesie układów klasowych i społecznych. Brak kontaktów, brak znajomości, brak układów, brak rodziny i znajomych, a przede wszystkim przyjaciół - to koszmar. Tak - przede wszystkim to chodzi o ludzi, ludzi którzy są z nami i z którymi my jesteśmy - w tym krótkim życiu.
![]() |
Łódź nocą |
↧
↧
Tomasz Krawczyk - Prawda i Szczerosc - wystawa w Galerii Sztuki w Łodzi
To co jest najbardziej cenne w sztuce, to jest szczerość wyrazu i prawdziwość wypowiedzi. Cenne i rzadkie. Takie są obrazy Tomasza Krawczyka. Można je zobaczyć w Galerii Baluckiej, w Łodzi na Starym Rynku.
www.miejskagaleria.lodz.pl.
Zawsze jak przechodzę obok Starego Rynku, zaglądam do Galerii Bałuckiej. Bardzo często prezentowane są tam dobre obrazy, grafiki, rysunki czy też instalacje. I zawsze jest pusto. W każdym razie zawsze jak ja tam jestem. Myślę, że trzeba zaakceptować te ewidentną prawdę, że większość mieszkańców tej planety, nie jest zainteresowana sztuką. Jeśli już muszą to odwiedzają obowiązkowe muzea na świecie - te które polecają standardowe przewodniki. Louvre, Rjiksmuseum, British Gallery, Tate, MoMa itp. Gdziesz kiedys czytalam, że większość osób boi się odwiedzać galerie. Hm....ciekawe dlaczego? Obawa, że ktoś zada im pytanie, na które nie bedą znać odpowiedzi?! Myślą, że nie znają się na sztuce? A przecież nie o to chodzi, żeby się znać, chodzi o to, żeby się zakochać w jakimś obrazie czy innym wyrazie sztuki. To ma wzruszyć, wywołać uśmiech, smutek, złość, niechęć albo zauroczenie. Nie trzeba się znać na sztuce, dobra sztuka mówi sama za siebie.
Wracając do obrazów Tomasza Krawczyka – jego sztuka mówi sama za siebie.
Osobiście bardziej podobały mi się jego wielkie obrazy niż małe formy. Myślę, że lepiej daje sobie w nich radę. Portrety jego babci i jego samego były małego formatu i uważam, że były przeciętne. Tak samo obraz „Zabita mysz złapana na stropie”- ciekawa jako temat, ale namalowana bardzo płasko. Zdechła mysz była bardzo papierowata, nie myszowata. Jest to mały obraz 20x 31 cm. To jest cieżka praca i potrzeba do tego ręki mistrza miniatur. Ale Tomasz jest jeszcze bardzo młodym malarzem. Kto wie.
Mnie ujął obraz „Przeznaczenie”. Chlew, świnie i orczyk na którym się je wiesza. Mroczne, ale jak rzeczywiste i prawdziwe. Dramat z rzycia świń.
Wystawa jest czynna do 14 kwietnia. Jak mieszkasz w Łodzi, koniecznie zobacz obrazy Tomasza Krawczyka. Dobre malarstwo, wrażliwe i prawdziwe. W dzisiejszym klimacie sztuki, rzadko spotykane.
A to jedyny image z obrazów z wystawy, który znalazłam online, nadający się do pokazania.
www.miejskagaleria.lodz.pl.
Zawsze jak przechodzę obok Starego Rynku, zaglądam do Galerii Bałuckiej. Bardzo często prezentowane są tam dobre obrazy, grafiki, rysunki czy też instalacje. I zawsze jest pusto. W każdym razie zawsze jak ja tam jestem. Myślę, że trzeba zaakceptować te ewidentną prawdę, że większość mieszkańców tej planety, nie jest zainteresowana sztuką. Jeśli już muszą to odwiedzają obowiązkowe muzea na świecie - te które polecają standardowe przewodniki. Louvre, Rjiksmuseum, British Gallery, Tate, MoMa itp. Gdziesz kiedys czytalam, że większość osób boi się odwiedzać galerie. Hm....ciekawe dlaczego? Obawa, że ktoś zada im pytanie, na które nie bedą znać odpowiedzi?! Myślą, że nie znają się na sztuce? A przecież nie o to chodzi, żeby się znać, chodzi o to, żeby się zakochać w jakimś obrazie czy innym wyrazie sztuki. To ma wzruszyć, wywołać uśmiech, smutek, złość, niechęć albo zauroczenie. Nie trzeba się znać na sztuce, dobra sztuka mówi sama za siebie.
Wracając do obrazów Tomasza Krawczyka – jego sztuka mówi sama za siebie.
Osobiście bardziej podobały mi się jego wielkie obrazy niż małe formy. Myślę, że lepiej daje sobie w nich radę. Portrety jego babci i jego samego były małego formatu i uważam, że były przeciętne. Tak samo obraz „Zabita mysz złapana na stropie”- ciekawa jako temat, ale namalowana bardzo płasko. Zdechła mysz była bardzo papierowata, nie myszowata. Jest to mały obraz 20x 31 cm. To jest cieżka praca i potrzeba do tego ręki mistrza miniatur. Ale Tomasz jest jeszcze bardzo młodym malarzem. Kto wie.
Mnie ujął obraz „Przeznaczenie”. Chlew, świnie i orczyk na którym się je wiesza. Mroczne, ale jak rzeczywiste i prawdziwe. Dramat z rzycia świń.
Wystawa jest czynna do 14 kwietnia. Jak mieszkasz w Łodzi, koniecznie zobacz obrazy Tomasza Krawczyka. Dobre malarstwo, wrażliwe i prawdziwe. W dzisiejszym klimacie sztuki, rzadko spotykane.
A to jedyny image z obrazów z wystawy, który znalazłam online, nadający się do pokazania.
![]() |
W pracowni nocą - olej na płótnie - 160 cm x 191 cm |
↧
Helena Grossowna i Czeslaw Niemen
Znalazłam to na Youtube. Montaż z rożnych filmów, w których występowała Helenka Grossowna z muzyką, słowami i wykonaniem Czesława Niemena "Pamiętam ten dzień".
Jest to dość zaskakujący montaż. Niemen i Grossowna. Zdzwilaby się gdyby to obejrzała, ale myślę, ze na pewno wywołałby on uśmiech na jej twarzy.
Nie doczekała internetu, youtube, facebooka - szkoda. Mysle, ze fakt, ze tyle osob interesuje sie jej filmografia i ciągle sa nia zauroczeni, dałby jej dużo satysfakcji i by ją bardzo ucieszył. Czas komunizmu, czy tez bolszewickiego socjalizmu, nie wiem jak to określić, był dla niej cholernie ciężki. Była zdecydowanie niewykorzystana, odłożona do lamusa, zapomniana i do tego dyskryminowana. Duzo mogłabym na ten temat powiedzieć. Ale czy warto?
Jest to dość zaskakujący montaż. Niemen i Grossowna. Zdzwilaby się gdyby to obejrzała, ale myślę, ze na pewno wywołałby on uśmiech na jej twarzy.
Nie doczekała internetu, youtube, facebooka - szkoda. Mysle, ze fakt, ze tyle osob interesuje sie jej filmografia i ciągle sa nia zauroczeni, dałby jej dużo satysfakcji i by ją bardzo ucieszył. Czas komunizmu, czy tez bolszewickiego socjalizmu, nie wiem jak to określić, był dla niej cholernie ciężki. Była zdecydowanie niewykorzystana, odłożona do lamusa, zapomniana i do tego dyskryminowana. Duzo mogłabym na ten temat powiedzieć. Ale czy warto?
↧
Bye, bye Holland.........
To chyba był najszczęśliwszy moment w moim życiu, kiedy wreszcie opuściłam na dobre Holandię. Po 28 latach, estetyczno-etyczno-metafizycznych tortur. To jest trochę jak horror, mieszkać 28 lat w miejscu, które się nie lubi. Historycznie rzecz biorąc, Holendrzy swój wiek złoty zawdzięczają tylko Żydom, którzy zostali wygnani- (zmuszeni) z Hiszpani i Portugalii. To Zydzi wprowadzili Holendrów na rynki światowe Azji i Ameryki Południowej. I może jednak faktowi, ze przeszli na kalwinizm. Ten sposób myślenia, jest ciągle jeszcze zakodowany w genach holendrów. Holendrzy to naród kupców i małych sklepikarzy, nie obrazajac kupcow i sprzedawców, bez kultury wewnętrznej, taktu, fantazji i bardziej wyrafinowanego poczucia humoru.Podobni są do trepów, które są tak często symbolem Holandii - w stereotypowym turystycznym wydaniu, prości i twardzi jak te ich chodaki. Ciekawe dlaczego przez te 28 lat nie udało mi się polubić holendrów. Jestem osobą w sumie tolerancyjna. Skąd ta niesamowita niechęć do nich? Może to spowodował fakt mieszkania przez jakiś czas w Lelystad, najgorszym mieście Europy. Przeciętne IQ mieszkańca tego miasta, jest poniżej średniej najniższej. Getto pół-mózgowców po wiwisekcji.
↧
↧
Kasia Turajczyk Turajczyk on the Behance Network
↧
Toskania, depresja, Gosia, sztuka i Akademia
Niedługo znajdę się w Toscani. W maju będę w Toskani. Musze chyba jeszcze raz napisać, Toscana, teraz po włosku.
Pełna nadziej na poprawienie swojego ponurego nastroju, powtarzam sobie, ze już niedługo szara masa komórkowa Leonarda, ciągle gdzieś tam wibrująca ponad Florencją spadnie na mój przefermentowany, zamulony, podgniły mózg. Będę jak ten przepyszny indyk nadziewany migdalami i żurawiną. Czyli znowu możliwa do strawienia.
Ja pełna nadziej, że słońce, a przede wszystkim te historyczne, intelektualne i artystyczne wibracje napędzą mnie znowu energią na życie…….a tutaj Gosia, która akurat jest we Florencji (Galleria dell'Accademia we Florencji) tak mi napisała:
Pełna nadziej na poprawienie swojego ponurego nastroju, powtarzam sobie, ze już niedługo szara masa komórkowa Leonarda, ciągle gdzieś tam wibrująca ponad Florencją spadnie na mój przefermentowany, zamulony, podgniły mózg. Będę jak ten przepyszny indyk nadziewany migdalami i żurawiną. Czyli znowu możliwa do strawienia.
Ja pełna nadziej, że słońce, a przede wszystkim te historyczne, intelektualne i artystyczne wibracje napędzą mnie znowu energią na życie…….a tutaj Gosia, która akurat jest we Florencji (Galleria dell'Accademia we Florencji) tak mi napisała:
“ tu wszyszyscy twórcy jakich spotkałam mają depresje artystyczną, gdyż są w Toskanii
wiec chyba tym co przyjeżdżają już z depresją powinno się poprawiać (to o mnie) równowaga w przyrodzie musi być
oddech Michała Anioła na karku musi mieć paraliżujące działanie (Akademia jest zarówno galerią muzealną – a jedną z najważniejszych rzeźb jest David Michala Anioła)wszyscy na akademii wyglądają jak banda bezdomnych narkomanów, którzy po pijaku wpadli do kontenera z gwoździami.
Wszyscy tu marzą o wyjeździe do Niemiec i sztuce konceptualnej
natomiast Niemcy idą o krok dalej i marzą o Lodzi!”I teraz już sama nie wiem, czy jednak jechać tam na studia, czy nie. Pojadę najpierw w maju i sprawdzę co i jak!
↧
Złap mnie jeśli potrafisz!
![]() |
Catch me if you Can - akryle na plotnie; 2012 |
P.S. Kiedy dojedziesz na parking Zamku Lawrenca w Haldon Forest Park, nie podążaj za swoją bardzo ograniczoną wyobraźnią. Wycisz się, zamknij swoje oczy i skup się intensywnie na kwantowych zawiłościach, zeby pokonać dystans pomiędzy tobą i NIMI. Znajdź most i czekaj aż ta najgłębsza tajemnica
ich Bycia odkryje się przed tobą. Oczywiście to jest tylko możliwe w wypadku, kiedy jesteś czysty, niewinny
i odważny.
↧
Słońce - gdzie się ono podziało!?
brak słońca dziala na mnie fatalnie
brak energii
nuda
brak chęci do działania
brak chęci do czegokolwiek
apatia
nawet malować mi się nie chce
nie mówiąc o pisaniu
logicznie podchodząc do całości - muszę siebie przekonać, ze nie mogę się poddać naturze, kosmosowi, słońcu...
muszę zacząć działać
cholernie mnie to denerwuje, ze nie mam polskich charakterów na keyboard.
tak już musi być, jestem za leniwa, żeby pisac to w Office
kończę
brak energii
nuda
brak chęci do działania
brak chęci do czegokolwiek
apatia
nawet malować mi się nie chce
nie mówiąc o pisaniu
logicznie podchodząc do całości - muszę siebie przekonać, ze nie mogę się poddać naturze, kosmosowi, słońcu...
muszę zacząć działać
cholernie mnie to denerwuje, ze nie mam polskich charakterów na keyboard.
tak już musi być, jestem za leniwa, żeby pisac to w Office
kończę
↧
↧
Helena Grossówna i rok 2013
Rok 2013 będzie rokiem Helenki. Filmoteka Narodowa w Warszawie szykuje wystawę poświęcona Grossównie. A do księgarni ma trafić jej biografia. Helenka byłaby bardzo szczęśliwa, ze pamięć o niej nie ginie. Królowa przedwojennego polskiego ekranu, wspaniały i dobry człowiek. Może patrzy na nas z góry i się usmiecha tym swoim uroczym uśmiechem.
A tutaj kilka zdjęć z prywatnych zbiorów.
A tutaj kilka zdjęć z prywatnych zbiorów.
![]() |
ślub z Janem Gierszalem 14 sierpnia 1928 Rueil-Seraincourt |
![]() |
Ciechocinek 1933 |
![]() |
Z Jerzym Glinskim w operetce Targ na dziewczęta - W. Jacoby -Toruń 1931 |
![]() |
Z synem Michałem 1955 |
![]() |
Kawiarnia Filmowcow Warszawa ul. Zlota poczatek okupacji 1940 |
↧
Zupa z soczewicy z limonką
Boska zupa z soczewicy. Znalazłam to online, naprawdę warto ją zrobić. Jest wyśmienita. Zrobienie jej wymaga w sumie mało pracy. Trzeba tylko mieć soczewicę , suszoną limonkę i mikser, żeby zrobić z niej zupę-krem. Raz zrobiłam z liśćmi limonki, gdyż nie miałam suszonych limonek. Tez była dobra. Radzę dodać więcej czosnku. Ja dodałam 6 ząbków. Można również użyć pomidorów z puszki. Uważam również, ze pomysł z makaronem vermicelli jest idiotyczny (przepraszam). Koniecznie użyjcie makaronu ryżowego.
Ja teraz zawsze mam przygotowane zasuszone limonki. Tak w razie czego, jak zupełnie nic nie mam w lodowce, to robię zupę z soczewicy.
Soczewicę płukać na sicie do momentu, kiedy woda będzie czysta. Włożyć ją do garnka, zalać 1 l gorącej wody, zagotować, przykryć i gotować do miękkości. Dodać pomidory i gotować kolejne 5 minut.
Na patelni rozgrzać olej, wrzucić cebulę i limonki podziurawione w kilku miejscach nożem. Smażyć cebulę do momentu, kiedy się zezłoci. Dodać czosnek, imbir i przyprawy, smażyć jeszcze chwilę. Zmiksować soczewicę i pomidory + cebulę i przyprawy. Dodać koncentrat pomidorowy i gotować około 5 minut. Przyprawić do smaku solą. Osobno ugotować makaron i podać oddzielnie. Limonka jest konieczna. Jeśli nie ma suszonej, może być ewentualnie świeża
.
Ja teraz zawsze mam przygotowane zasuszone limonki. Tak w razie czego, jak zupełnie nic nie mam w lodowce, to robię zupę z soczewicy.
Składniki: 250g czerwonej soczewicy, (moze tez byc soczewica czerwona, rozdrobniona)
4 średnie pomidory, bez skórki, posiekane (użyłam przecieru własnej roboty),
3 suszone limonki (luomi),
4 łyżki oleju,
3 średnie cebule, dorobno posiekane,
1 ząbek czosnku, posiekany, więcej radzę
1/2 cm kawałek imbiru, posiekany,
1/2 łyżeczki curry Madras,
1/2 łyżeczki kurkumy,
1/2 łyżeczki kuminu, więcej radzę , co najmniej dwie
2 łyżki koncentratu pomidorowego,50g makaronu vermicelli (cienkie nitki)
sól do smaku.
Soczewicę płukać na sicie do momentu, kiedy woda będzie czysta. Włożyć ją do garnka, zalać 1 l gorącej wody, zagotować, przykryć i gotować do miękkości. Dodać pomidory i gotować kolejne 5 minut.
Na patelni rozgrzać olej, wrzucić cebulę i limonki podziurawione w kilku miejscach nożem. Smażyć cebulę do momentu, kiedy się zezłoci. Dodać czosnek, imbir i przyprawy, smażyć jeszcze chwilę. Zmiksować soczewicę i pomidory + cebulę i przyprawy. Dodać koncentrat pomidorowy i gotować około 5 minut. Przyprawić do smaku solą. Osobno ugotować makaron i podać oddzielnie. Limonka jest konieczna. Jeśli nie ma suszonej, może być ewentualnie świeża
.
↧
„ Dancing Queen”- „ Królowa Tańca” z Serii Jagodowa Kraina
To zdarzyło się w siódmy, jagodowy, deszczowy dzień. Blueberryess miała już tak dosyć jagodowego deszczu, że postanowiła zrobić coś bardzo nieoczekiwanego i dziwnego. Zapragnęła zrobić coś zupełnie nowego, czegoś czego jeszcze nigdy nie próbowała. Najpierw wdrapała się na szczyt jagodowego Domu Niespodzianek. Było to archiwum aneks museum rupieci Jagodowej Krainy. Było tam wszystko od bardzo popularnych rzeczy, takich jak puste jajka ptasie aż po rarytasy, np. obtłuczone wazy chińskie z Dynastii BlueberMing. Nikt tam raczej nigdy nie zaglądał, czasami tylko JagodzioChamp- Smutny Artysta w poszukiwaniu inspiracji, do swoich nigdy nie zrealizowanych dzieł.
Blueberres zainteresowała się pięknie wyglądającą, ale niesamowicie ogromną książką. Był to album tych humans, które jedzą jagody, takie jak ona. Bardzo się natrudziła, żeby otworzyć ją. Okładka była bardzo ciężka. Wreszcie kiedy jej się udało, przeczytała „Najpiękniejsze katedry Gotyckie”. (Blueberryess jest poliglotką, zna 121 różnych narzeczy). Zaczęła oglądać zdjęcia. Przed jej oczyma ukazywały się jedna po drugiej katedry Gotyckie. Jedna piękniejsza od drugiej. Jedna bardziej imponująca od następnej. Aż doszła do strony 37 i to co ukazało się przed jej oczyma całkowicie ją zamurowało. Była to budowla tak piękna i tak misterna w swjojej budowie, że aż nieprawdziwa. Była to katedra z Sieny. Biedna Blueberryess. Zupełnie ją powalilo.. Położyła się na zdjęciu katedry, otworzyła oczy jak najszerzej potrafiła i starała się wciągnąć przez nie jej piękno. Po jakimś czasie zamknęła oczy i zaczęła wciągać przez nos zapach katedry. Marzenia zawładnęły nią całkowicie. Ale Blueberryess nie byłaby sobą, gdyby nie zaczęła wprowadzać swoje marzenia w życie. Podniosła się z książki, oddana całkowicie idei fix, że musi znaleźć się w tej katedrze. Na razie znalazła się w innym wymiarze.
Szła przed siebie nie patrząc pod nogi. Przewróciła się o coś prostokątnego. To coś miało okienko i jakieś szpulki w środku. Kopnęła to coś swoją liściastą stópką. Dzwięk, który nagle wydobył się z tego ‘czegoś, powalił ją do tyłu. Znowu upadła. Ale tym razem na magiczne grzyby. Zaczęła je jeść, bo była głodna.
Te grzyby, ta muzyka i te słowa piosenki “...You can dance, Friday night and the lights are low, night is young and you are the dancing Queen, young and sweet, only seventeen, dancing Queen........you can dance, you can jive, having the time of your life and when you get the chance......dancing Queen… “
W takim to stanie znalazł ją Blueberryer. Pomyślał „ znowu najadła się tych cholernych grzybów”. Miał przy sobie zwisające zwoje fasolowych tycznych łodyg tycznych. Długo się nie namyślając, przywiązał jeden koniec do ręki Blueberrerry, a drugi (bo te łodygi mają dwa końce) do swojej ręki. Pomyślał – cokolwiek się zdarzy, mam ją pod kontrolą... Może miał ją pod kontrolą, ale tylko fizyczną. Duchowo i intelektualnie Blueberreress znajdowała się w wymiarze całkowicie niedostępnym dla niego. Była dancing queen w zaczarowanym złotym świecie sieneńskich madon, Swiętego Franciszka, aniołów i swoich mistycznych, zaczarowanych marzeń.
Blueberres zainteresowała się pięknie wyglądającą, ale niesamowicie ogromną książką. Był to album tych humans, które jedzą jagody, takie jak ona. Bardzo się natrudziła, żeby otworzyć ją. Okładka była bardzo ciężka. Wreszcie kiedy jej się udało, przeczytała „Najpiękniejsze katedry Gotyckie”. (Blueberryess jest poliglotką, zna 121 różnych narzeczy). Zaczęła oglądać zdjęcia. Przed jej oczyma ukazywały się jedna po drugiej katedry Gotyckie. Jedna piękniejsza od drugiej. Jedna bardziej imponująca od następnej. Aż doszła do strony 37 i to co ukazało się przed jej oczyma całkowicie ją zamurowało. Była to budowla tak piękna i tak misterna w swjojej budowie, że aż nieprawdziwa. Była to katedra z Sieny. Biedna Blueberryess. Zupełnie ją powalilo.. Położyła się na zdjęciu katedry, otworzyła oczy jak najszerzej potrafiła i starała się wciągnąć przez nie jej piękno. Po jakimś czasie zamknęła oczy i zaczęła wciągać przez nos zapach katedry. Marzenia zawładnęły nią całkowicie. Ale Blueberryess nie byłaby sobą, gdyby nie zaczęła wprowadzać swoje marzenia w życie. Podniosła się z książki, oddana całkowicie idei fix, że musi znaleźć się w tej katedrze. Na razie znalazła się w innym wymiarze.
Szła przed siebie nie patrząc pod nogi. Przewróciła się o coś prostokątnego. To coś miało okienko i jakieś szpulki w środku. Kopnęła to coś swoją liściastą stópką. Dzwięk, który nagle wydobył się z tego ‘czegoś, powalił ją do tyłu. Znowu upadła. Ale tym razem na magiczne grzyby. Zaczęła je jeść, bo była głodna.
Te grzyby, ta muzyka i te słowa piosenki “...You can dance, Friday night and the lights are low, night is young and you are the dancing Queen, young and sweet, only seventeen, dancing Queen........you can dance, you can jive, having the time of your life and when you get the chance......dancing Queen… “
W takim to stanie znalazł ją Blueberryer. Pomyślał „ znowu najadła się tych cholernych grzybów”. Miał przy sobie zwisające zwoje fasolowych tycznych łodyg tycznych. Długo się nie namyślając, przywiązał jeden koniec do ręki Blueberrerry, a drugi (bo te łodygi mają dwa końce) do swojej ręki. Pomyślał – cokolwiek się zdarzy, mam ją pod kontrolą... Może miał ją pod kontrolą, ale tylko fizyczną. Duchowo i intelektualnie Blueberreress znajdowała się w wymiarze całkowicie niedostępnym dla niego. Była dancing queen w zaczarowanym złotym świecie sieneńskich madon, Swiętego Franciszka, aniołów i swoich mistycznych, zaczarowanych marzeń.
![]() |
Dancing Quenn from the Series Blueberry Land; własna technika, 30cm x 30 cm |
![]() |
Dancing Queen - detal |
↧
Co dalej z piękną Heleną?
Co dalej z piękną Heleną?
artykuł SZYMONA SPANDOWSKIEGO
Filmoteka Narodowa szykuje w Warszawie wystawę poświęconą Helenie Grossównie. W 2013 r. do księgarń ma trafić jej biografia.
Toruń mógłby na tym skorzystać, najpierw jednak musi odświeżyć sobie pamięć. Czytelnikom „Nowości” Heleny Grossówny, królowej przedwojennego polskiego srebrnego ekranu, przypominać nie trzeba. Trzy lata temu, gdy dzięki festiwalowi Tofifest pochodząca z Torunia aktorka została przypomniana, pisaliśmy o niej wiele. Udało się wtedy odnaleźć jej toruńskich krewnych, znajomych. Z jednej strony zalała nas fala wspomnień, z drugiej - zdziwienie i zainteresowanie. Wiele osób ze zdumieniem dowiadywało się, że artystka, z którą Eugeniusz Bodo „umawiał się na dziewiątą” była - jak opowiadał jej syn - Helenką z Torunia. Podczas towarzyszącego festiwalowi przeglądu filmów z Grossówną, kinowe sale wypełniały się widzami, aktorka doczekała się również tablicy wmurowanej w ścianę Naszego Kina przy Podmurnej, radni z entuzjazmem przyjęli pomysł, by uczcić aktorkę, czyniąc ją patronką ronda na przebudowywanej wtedy ulicy Mickiewicza. Tak było w 2009 roku, później jednak rondo przypadło komu innemu, natomiast tablica, która przecież znalazła się w ścianie kina po to, by podkreślać filmowe tradycje miasta, jest dziś płytą wiszącą na opuszczonym budynku, który po likwidacji kina miał się zresztą stać knajpą.
- Bardzo często przyjeżdżam do Torunia i zawsze tu przychodzę - mówi Michał Cieśliński, syn Heleny Grossówny, którego na ulicy Podmurnej spotkaliśmy dwa dni temu. - Żałuję, że kino, które tu było, zostało zamknięte.
Może warto by więc było kamienną pamiątkę przenieść w miejsce mniej przypadkowe, gdzie toruńską gwiazdę mogłaby przypominać skuteczniej? Tylko dokąd? Najlepszy byłby chyba teatr Wilama Horzycy, z którym Grossówna przez lata była związana, tam już jednak o aktorce przypomina mała wystawa. Dom artystki do naszych czasów się nie zachował, stał przy obecnej ulicy PCK. Do dziś jednak istnieje szkoła, w której, jak wspominała jedna z koleżanek, mała Grossówna, przyszła absolwentka szkół baletowych, tańczyła na ławkach. Okolica bardzo się przez ten czas zmieniła, mury „szóstki” przy ulicy Łąkowej wciąż są jednak te same.
Fundatorem tablicy jest Tofifest, opiekę nad szkołą sprawuje miasto, obu stronom podsuwamy pomysł przenosin tablicy, sądząc, że dzięki temu każdy coś zyska. Szkoła pochwali się sławną uczennicą, wartą zresztą zapamiętania nie tylko ze względu na jej role filmowe czy najpiękniejszy uśmiech Warszawy - taki tytuł przyznała aktorce jedna z przedwojennych stołecznych gazet.
Podczas okupacji Grossówna była oficerem Armii Krajowej, członkiem oddziału do zadań specjalnych. Ratowała swoich kolegów aktorów aresztowanych przez hitlerowców po zamachu na Igo Syma, brała udział w powstaniu warszawskim, a po jego upadku trafiła do obozu w Oberlangen.
- Z tym zresztą wiąże się pewna dość wzruszająca historia - mówi Michał Cieśliński. - Kiedyś siedziałem w kawiarni i usłyszałem, jak przy sąsiednim stoliku kilka pań rozmawia o swoim pobycie w tym obozie. Zaintrygowany podszedłem więc do nich, przedstawiłem się i zapytałem, czy może pamiętają moją mamę. Powiedziałem kim była, na to te panie, ogromnie poruszone, zaczęły opowiadać, jak bardzo je, bardzo młode wtedy dziewczyny, mama podtrzymywała tam na duchu.
Przedwojenna i wojenna przeszłość w Polsce ludowej zamknęła aktorce drzwi do dalszej kariery. Taki życiorys dla szkoły może być ozdobą, a dzięki uczniom pamięć o aktorce na pewno nie zginie. Na jej odświeżeniu zyska także miasto, w przyszłym roku Filmoteka Narodowa chce zorganizować poświęconą Grossównie wystawę, do księgarń ma także trafić biografia aktorki.
- Interesuje się nią coraz więcej, często bardzo młodych ludzi - mówi Adam Wyżyński, kierownik biblioteki w Filmotece Narodowej. - Dzieje się tak m.in. dzięki temu, że ponad połowę, dawniej trudno dostępnych przedwojennych polskich filmów można dziś obejrzeć w internecie. Przypominając sobie o Helence z Torunia, miasto może więc tylko zyskać. Postać wyjątkowa, zainteresowanie nią spore...
Szansa na promocję wielka.
szymon.spandowski@nowosci.com.pl
↧
↧
Poniedziałkowy Teatr Telewizji
W niedziele na rodzinnym obiedzie rozmawialiśmy o polskich aktorach .Później przeszliśmy na temat polskiego teatru. Również na temat Poniedziałkowego Teatru Telewizji, który był absolutnie rewelacyjny. To byla klasa. ;Każdy wspominał swoje ulubione spektakle.
Dla mnie tym naj-, naj- był Mieszczanin Szlachcicem z Bogumiłem Kobiela. To był absolutny Meisterstück.
Ciocia Zosia wspominała niedawną powtórkę - BIG BANG sztukę Andrzeja Kondratiuka z Januszem Gajosem, Franciszkiem Pieczką i Romanem Kłosowskim (który nota bene donosił na moja teściową, chyba można by go nazwać donosicielem!). Dodała, ze jeden z polskich krytyków porównał go do Jack Nicholson. I tu zaprotestowałam. Janusz Gajos jest absolutnie oryginalny i niepowtarzalny. Jest unikalny. I nie ma nic wspólnego z Nicholson. Może tylko to, ze obaj są bardzo utalentowani. Czy gdzieś można dostać sztuki poniedziałkowego teatru telewizji na DVD's? Musze poszukać w Empiku.
P.S. Znalazłam na YouTube.... oglądam.
Dla mnie tym naj-, naj- był Mieszczanin Szlachcicem z Bogumiłem Kobiela. To był absolutny Meisterstück.
Ciocia Zosia wspominała niedawną powtórkę - BIG BANG sztukę Andrzeja Kondratiuka z Januszem Gajosem, Franciszkiem Pieczką i Romanem Kłosowskim (który nota bene donosił na moja teściową, chyba można by go nazwać donosicielem!). Dodała, ze jeden z polskich krytyków porównał go do Jack Nicholson. I tu zaprotestowałam. Janusz Gajos jest absolutnie oryginalny i niepowtarzalny. Jest unikalny. I nie ma nic wspólnego z Nicholson. Może tylko to, ze obaj są bardzo utalentowani. Czy gdzieś można dostać sztuki poniedziałkowego teatru telewizji na DVD's? Musze poszukać w Empiku.
P.S. Znalazłam na YouTube.... oglądam.
↧
Tropem pięknej Heleny
Artykuł SZYMONA SPANDOWSKIEGO
![]()
Wszystko wskazuje na to, że jesienią o słynnej aktorce znów zrobi się w Toruniu głośno.
Przeprowadziliśmy bardzo interesujące dochodzenie, dzięki któremu udało nam się znaleźć dom Heleny Grossówny oraz obalić jedną z miejskich legend.
Niedawno wspominaliśmy o tym, że dobrze by było ze ściany zamkniętego „Naszego Kina” przenieść znajdującą się tam tablicę Heleny Grossówny, naszej toruńskiej ozdoby przedwojennego srebrnego ekranu. Wspominaliśmy również, że warto by było nieco sobie w Toruniu o aktorce przypomnieć, ponieważ w Warszawie powstaje właśnie jej biografia, a zapowiedziana na przyszły rok premiera książki ma być połączona z dużą wystawą na temat „Helenki z Torunia”, jak pierwsza dama polskiego przedwojennego srebrnego ekranu zwykła o sobie mawiać.
Jesienią prawdopodobnie uda się spełnić oba pierwsze punkty programu, to znaczy przenieść tablicę, a przy okazji przypomnieć również niezwykłą, ale znów w mieście zapomnianą postać. Przy okazji chyba również udało nam się dorzucić kamyczek do opisywanego życiorysu aktorki. Kiedy trzy lata temu szukaliśmy domu rodzinnego Grossówny, od naszych Czytelników dostaliśmy informacje mówiące o nim w czasie przeszłym i lokujące budynek na rogu ulicy PCK oraz Dekerta. Wśród tych sygnałów była również informacja o tym, że dom pani Heleny znajdował się gdzie indziej, a raczej znajduje, ponieważ nadal stoi. Ten trop okazał się prawdziwy, co pomógł ostatecznie wyjaśnić pan Bohdan Orłowski, twórca strony oToruniu.net.
- Zgodnie z przedwojennymi księgami adresowymi, wdowa Waleria Gross była w latach 20. i 30. zameldowana przy ulicy Wodnej 30., a więc obecnej ulicy PCK - tłumaczy poproszony przez nas o pomoc znawca przedwojennego Torunia.
- Dom ten stoi na rogu PCK i Głowackiego do dziś. Jakie miłe uczucie ogarnia człowieka, gdy uda mu się szczęśliwie dotrzeć do końca jakiejś zagadki sprzed lat. Jakie miłe jest to uczucie i... jakie czasami bywa krótkotrwałe!
Pisaliśmy poprzednio o tym, że Helena Grossówna dziecięciem będąc, chodziła do szkoły na Mokrem. Niedługo później ze starej i poczciwej „szóstki” przy Łąkowej otrzymaliśmy wiadomość od trzymającej pod swoimi skrzydłami szkolną bibliotekę pani Elżbiety Komassy o tym, że w archiwum udało się odnaleźć wpis dotyczący przyszłej aktorki. Trzeba przyznać, dokonano go wiosną 1911 roku z prawdziwie niemiecką precyzją: data urodzenia, imię matki, ojciec - nie żyje (Leonard Gross był rzeźnikiem, umarł w 1909 roku - red.). Poza tym napisano również, że dziewczynka uczyła się w tej szkole od wiosny 1911 do jesieni 1918 roku, kończąc klasę VI „b”.
Pięknie, same nowe wiadomości. Niestety, widać tu również zupełnie inny adres, pod którym zameldowana była mała Grossówna: Lindenstrasse 71. Zatem Kościuszki i to gdzieś daleko, w okolicy młynów. Ponownie skorzystaliśmy z pomocy gospodarza strony o.Toruniu.net, który numerację domów z początków XX wieku przełożył na bardziej współczesną, w tym wypadku okazało się, że chodzi o nieruchomość nr 83.
- Nie mam jednak na jej temat żadnych informacji, obawiam się więc, że budynku już nie ma - dodaje pan Bohdan znad swojego archiwum. Rzeczywiście, dom stał między młynami i wiaduktem, musiał jednak przestać istnieć już wiele lat temu. Nie szkodzi, najważniejszy toruński adres związany z aktorką udało się jednak odnaleźć, a dzięki temu uda się też pewnie wzbogacić toruński rozdział jej biografii.

Wszystko wskazuje na to, że jesienią o słynnej aktorce znów zrobi się w Toruniu głośno.
Przeprowadziliśmy bardzo interesujące dochodzenie, dzięki któremu udało nam się znaleźć dom Heleny Grossówny oraz obalić jedną z miejskich legend.
Niedawno wspominaliśmy o tym, że dobrze by było ze ściany zamkniętego „Naszego Kina” przenieść znajdującą się tam tablicę Heleny Grossówny, naszej toruńskiej ozdoby przedwojennego srebrnego ekranu. Wspominaliśmy również, że warto by było nieco sobie w Toruniu o aktorce przypomnieć, ponieważ w Warszawie powstaje właśnie jej biografia, a zapowiedziana na przyszły rok premiera książki ma być połączona z dużą wystawą na temat „Helenki z Torunia”, jak pierwsza dama polskiego przedwojennego srebrnego ekranu zwykła o sobie mawiać.
Jesienią prawdopodobnie uda się spełnić oba pierwsze punkty programu, to znaczy przenieść tablicę, a przy okazji przypomnieć również niezwykłą, ale znów w mieście zapomnianą postać. Przy okazji chyba również udało nam się dorzucić kamyczek do opisywanego życiorysu aktorki. Kiedy trzy lata temu szukaliśmy domu rodzinnego Grossówny, od naszych Czytelników dostaliśmy informacje mówiące o nim w czasie przeszłym i lokujące budynek na rogu ulicy PCK oraz Dekerta. Wśród tych sygnałów była również informacja o tym, że dom pani Heleny znajdował się gdzie indziej, a raczej znajduje, ponieważ nadal stoi. Ten trop okazał się prawdziwy, co pomógł ostatecznie wyjaśnić pan Bohdan Orłowski, twórca strony oToruniu.net.
- Zgodnie z przedwojennymi księgami adresowymi, wdowa Waleria Gross była w latach 20. i 30. zameldowana przy ulicy Wodnej 30., a więc obecnej ulicy PCK - tłumaczy poproszony przez nas o pomoc znawca przedwojennego Torunia.
- Dom ten stoi na rogu PCK i Głowackiego do dziś. Jakie miłe uczucie ogarnia człowieka, gdy uda mu się szczęśliwie dotrzeć do końca jakiejś zagadki sprzed lat. Jakie miłe jest to uczucie i... jakie czasami bywa krótkotrwałe!
Pisaliśmy poprzednio o tym, że Helena Grossówna dziecięciem będąc, chodziła do szkoły na Mokrem. Niedługo później ze starej i poczciwej „szóstki” przy Łąkowej otrzymaliśmy wiadomość od trzymającej pod swoimi skrzydłami szkolną bibliotekę pani Elżbiety Komassy o tym, że w archiwum udało się odnaleźć wpis dotyczący przyszłej aktorki. Trzeba przyznać, dokonano go wiosną 1911 roku z prawdziwie niemiecką precyzją: data urodzenia, imię matki, ojciec - nie żyje (Leonard Gross był rzeźnikiem, umarł w 1909 roku - red.). Poza tym napisano również, że dziewczynka uczyła się w tej szkole od wiosny 1911 do jesieni 1918 roku, kończąc klasę VI „b”.
Pięknie, same nowe wiadomości. Niestety, widać tu również zupełnie inny adres, pod którym zameldowana była mała Grossówna: Lindenstrasse 71. Zatem Kościuszki i to gdzieś daleko, w okolicy młynów. Ponownie skorzystaliśmy z pomocy gospodarza strony o.Toruniu.net, który numerację domów z początków XX wieku przełożył na bardziej współczesną, w tym wypadku okazało się, że chodzi o nieruchomość nr 83.
- Nie mam jednak na jej temat żadnych informacji, obawiam się więc, że budynku już nie ma - dodaje pan Bohdan znad swojego archiwum. Rzeczywiście, dom stał między młynami i wiaduktem, musiał jednak przestać istnieć już wiele lat temu. Nie szkodzi, najważniejszy toruński adres związany z aktorką udało się jednak odnaleźć, a dzięki temu uda się też pewnie wzbogacić toruński rozdział jej biografii.
↧
Zachód słońca - Holdon Park Forest
↧
Watykan, wladza i przemoc
Jak na trzy dni to zgromadziłam taka dawkę nienawiści, przemocy, zbrodni, gwałtów, zabójstw, walk i podłości, - teoretycznie -, ze aż zaczęło mnie mdlić. Nagromadzenie w tak krótkim przedziale czasu, tak najpodlejszych cech ludzkich trochę mnie chyba przerosło.
Watykan Klaus-Rudiger Mai (DER VATIKAN)
Game of throns.......seria pierwsza i druga...
Teraz potrzebuje czegoś optymistycznego
Watykan Klaus-Rudiger Mai (DER VATIKAN)
Game of throns.......seria pierwsza i druga...
Teraz potrzebuje czegoś optymistycznego
↧
↧
O szyby deszcz pada, deszcz pada Dewonski
↧
Starość
Starość w większości wypadków jest bardzo okrutnym zjawiskiem. Może i naturalnym, ale całkowicie nieudanym. Tak jak zresztą dużo zjawisk w naturze. Oczywiście z czysto naukowego punktu widzenia, być może oglądanie i studiowanie przebiegu ataku agresywnych komórek rakowych w organizmie człowieka może być fascynującego. Z punktu widzenia chorego jest raczej mniej podniecające.
Czasami wydaje mi się ze zostaliśmy stworzeni w przebiegu ewolucji, tylko po to, żeby przechowywać bakterie, wirusy i inne mikro organizmy. Wszystkie choroby dziedziczne są tego dowodem. Jesteśmy dobrym materiałem dla materii kosmicznej do przeprowadzania ekstremalnych eksperymentów.
Może to okrutne co stwierdzę ale chyba bardziej logicznym i humanitarnym rozwiązaniem byłaby wczesna śmierć miedzy 50 a 60 rokiem życia, niż dożywanie późnego wieku w całkowitej zależności od innych,
czy tez w demencji i upodleniu.
Pierwszy dzień naszych narodzin jest jednocześnie pierwszym dniem naszego umierania.
Moje babcie, Helenka i Kazimiera, umierały w cierpieniu i upodleniu. Jedna sparaliżowana przez wylew, męczyła się cały długi rok za czym zasnęła na dobre. U Kazimiery zaczęło się od raka jajników, a skończyło na całkowitym przejęciu zdrowych komórek przez rakowe. Ponad rok przechodziła koszmary związane
ze straszliwym bólem i oglądaniem rozkładu i niszczenia swojego organizmu. Wiadomo było, ze nic już
nie pomoże, ze nie ma ratunku. A jednak cały rok musiała straszliwie cierpieć, bo przecież eutanazja jest morderstwem.
Jesteśmy prymitywni i zakłamani Aborcja jest aktem zabójczym, tak samo eutanazja i samobójstwo ?
To jest nasza wolność naszego sumienia i sami powinniśmy o tym decydować Miliony niechcianych, bezdomnych dzieci, tysiące sierot pozbawionych miłości, a tutaj jeden idiota z drugim, będzie głosił wszem
i wobec, ze nawet kobieta zgwałcona nie ma prawa do aborcji, bo bóg tak chciał Jak to jest możliwe,
ze tego typu bezmózgowia mogą w ogóle być wybierani przez innych, do reprezentacji narodu. Wczoraj przypadkiem trawiłam na website z wiadomościami i obejrzałam wideo z jakimś polskim posłem, który wypowiadał tego typu opinie. To przykre, ze demokracja kapitalistyczna sprowadziła nas znowu
do poziomu Afganistanu czy tez Stanów Zjednoczonych. Bo niestety poziom umysłowy amerykanów
nie odbiega bardzo od poziomu Taliban.
XXI wiek, a większość mieszkańców tej planety wierzy w boga, bogów, grzech pierworodny, kary, piekło
i niebo i tym podobne bzdury. Chyba już czas, żeby się obudzić z obskurantyzmu, fundamentalizmu,
i dulszczyzny. Może wiara była konieczna 1000 lat temu, kiedy byliśmy bardzo prymitywni, naiwni
i niedouczeni. Ale teraz? A jednak! Czasami wydaje mi się ze ciągle jeszcze toniemy w bagnach głupoty
Wczoraj tato oświadczył mi, ze wraz z moja mama postanowili pozbawić się życia, bo już maja dosyć starości i pogłębiania się w niej. Są już zmęczeni chorobami, niedołęstwem, oboje mają problemy z chodzeniem, do tego mama jest w 80% niewidoma. Mają dosyć biegania po lekarzach i łykania lekarstw. A perspektyw na polepszenie nie maja żadnych I to jest prawda. Zrobiło mi się strasznie, ale w sumie przyznaję im rację. Odkąd sama zaczęłam chorować chronicznie (już 12 lat to trwa) sama często myślę o samobójstwie Planuje jak to zrobić kiedy pewnego dnia nie będę już mogła malować czy pisać, czy tez zaparzyć sobie kawę/herbatę bo artretyzm pozbawi mnie tej możliwości Starość jest ohydna, upodlająca. Zostają tylko wspomnienia. Jeśli są piękne to jesteśmy szczęściarzami.
Czasami wydaje mi się ze zostaliśmy stworzeni w przebiegu ewolucji, tylko po to, żeby przechowywać bakterie, wirusy i inne mikro organizmy. Wszystkie choroby dziedziczne są tego dowodem. Jesteśmy dobrym materiałem dla materii kosmicznej do przeprowadzania ekstremalnych eksperymentów.
Może to okrutne co stwierdzę ale chyba bardziej logicznym i humanitarnym rozwiązaniem byłaby wczesna śmierć miedzy 50 a 60 rokiem życia, niż dożywanie późnego wieku w całkowitej zależności od innych,
czy tez w demencji i upodleniu.
Pierwszy dzień naszych narodzin jest jednocześnie pierwszym dniem naszego umierania.
Moje babcie, Helenka i Kazimiera, umierały w cierpieniu i upodleniu. Jedna sparaliżowana przez wylew, męczyła się cały długi rok za czym zasnęła na dobre. U Kazimiery zaczęło się od raka jajników, a skończyło na całkowitym przejęciu zdrowych komórek przez rakowe. Ponad rok przechodziła koszmary związane
ze straszliwym bólem i oglądaniem rozkładu i niszczenia swojego organizmu. Wiadomo było, ze nic już
nie pomoże, ze nie ma ratunku. A jednak cały rok musiała straszliwie cierpieć, bo przecież eutanazja jest morderstwem.
Jesteśmy prymitywni i zakłamani Aborcja jest aktem zabójczym, tak samo eutanazja i samobójstwo ?
To jest nasza wolność naszego sumienia i sami powinniśmy o tym decydować Miliony niechcianych, bezdomnych dzieci, tysiące sierot pozbawionych miłości, a tutaj jeden idiota z drugim, będzie głosił wszem
i wobec, ze nawet kobieta zgwałcona nie ma prawa do aborcji, bo bóg tak chciał Jak to jest możliwe,
ze tego typu bezmózgowia mogą w ogóle być wybierani przez innych, do reprezentacji narodu. Wczoraj przypadkiem trawiłam na website z wiadomościami i obejrzałam wideo z jakimś polskim posłem, który wypowiadał tego typu opinie. To przykre, ze demokracja kapitalistyczna sprowadziła nas znowu
do poziomu Afganistanu czy tez Stanów Zjednoczonych. Bo niestety poziom umysłowy amerykanów
nie odbiega bardzo od poziomu Taliban.
XXI wiek, a większość mieszkańców tej planety wierzy w boga, bogów, grzech pierworodny, kary, piekło
i niebo i tym podobne bzdury. Chyba już czas, żeby się obudzić z obskurantyzmu, fundamentalizmu,
i dulszczyzny. Może wiara była konieczna 1000 lat temu, kiedy byliśmy bardzo prymitywni, naiwni
i niedouczeni. Ale teraz? A jednak! Czasami wydaje mi się ze ciągle jeszcze toniemy w bagnach głupoty
Wczoraj tato oświadczył mi, ze wraz z moja mama postanowili pozbawić się życia, bo już maja dosyć starości i pogłębiania się w niej. Są już zmęczeni chorobami, niedołęstwem, oboje mają problemy z chodzeniem, do tego mama jest w 80% niewidoma. Mają dosyć biegania po lekarzach i łykania lekarstw. A perspektyw na polepszenie nie maja żadnych I to jest prawda. Zrobiło mi się strasznie, ale w sumie przyznaję im rację. Odkąd sama zaczęłam chorować chronicznie (już 12 lat to trwa) sama często myślę o samobójstwie Planuje jak to zrobić kiedy pewnego dnia nie będę już mogła malować czy pisać, czy tez zaparzyć sobie kawę/herbatę bo artretyzm pozbawi mnie tej możliwości Starość jest ohydna, upodlająca. Zostają tylko wspomnienia. Jeśli są piękne to jesteśmy szczęściarzami.
↧
Gdy Królowały Gwiazdy - Film dokumentalny Telewizji Polskiej
↧